Kiedy z nosa ci się leje,
Kiedy gardło cię boleje,
Kiedy krzyż cię napierd***,
Kiedy chustka jest za mała…Blues! To jest katarowy blues…
Ani pograć, ni zapalić,
Ani z gwinta wino walić,
Blues! To jest katarowy blues…
Jak widać – nie jest dobrze. Powiem więcej: jest fatalnie. Niby wszystko si, u mnie jakby spokojniej, wydzielin mniej ale zatkało mnie totalnie, uszy mam do wymiany, pocę się przy byle wysiłku a Doropha ma o wiele, wiele gorzej. Niestety o wolnym mogę tylko pomarzyć. W styczniu mam targi, na które mam przygotować dosłownie wszystko. Doropha ma dwa i pół etatu przy Gutku i Majce i ma zwyczajowo w plecy bardziej. O, a właśnie przez ramię mi rzekła, że zgubiła pensetę i robi się do tego brodata. Zaiste, kobiety są dziwne a ja zaczynam odkrywać jakim cudem giną mi moje maszynki do golenia :).
Istnienie wirusów to jawny dowód:
– braku istnienia Boga
– jego istnienia ale za to wrednej natury
do wyboru…
Pełen szacun za bluesa. Odpal Garage Banda i nagrywaj, hicior (przynajmniej na blogu) murowany. Mogę dograć solówkę w soczystej bluesowej skali ;)
Tja… Naprawdę nie chcesz słyszeć mojego „śpiewania” :). Powiem tak: na ogniskach klasowych i po winiaczu moje darcie ryja ogień przygasało. I bynajmniej nie dlatego, że było takie dobre :)