W związku ze związkiem, że w sobotę nadchodzącą wylądujemy na chrzścinach Alinki, córy Ani i Brzozy, właśnie dokonujemy ostatnich podciągnięć makijażu przed wejściem do pociągu, z którego wyjdziemy gdzieś koło 22-giej jeśli wszystko pójdzie dobrze i wedle rozkładu jazdy. Tak, jedziemy na Wschód, czyli na koniec świata, czyli w okolice terenów lęgowych naszych (mojej i brackiego) żon. Stalowa Wola i pobliski Biłgoraj. Tak, to tam właśnie robaki wciągają kury pod ziemię…
Za to pije się tam dobrze i dużo :)
W związku ze związkiem blog zamilknie na kilka dni a żeby jakoś powstrzymać sięgających już po żyletki i chcących się ciąć fanów :), dwie dziwne foteczki z taipeiskiego metra wrzucam. Na jednej jest znak, który diabli wiedzą przed czym ma ostrzegać ale gdybym toto zobaczył na kwasie, to miałbym tripa jak nic, na drugiej zaś jest jakaś zdaje się reklama ale z racji tego, że wisi toto w ichnim metrze, znajomi, którzy foty strzelali, uchachali się przednio widząc taką „mapę wyjścia” z metra. Tu zaliczyłbym kolejnego kwasowego tripa jak nic! Znaczy to mniej więcej tyle, że czas kupić kilka kartonów i jechać do Taipei, coby pozbierać nieco wrażeń :). Jeśli chcecie zobaczyć więcej fotek z Taipei, doklikajcie się do galerii Zuzanki i Eloya. Warto zobaczyć jak wygląda w działaniu zupełnie inna kultura.
Trzymajcie się, wypoczywajcie i do zblogowania za kilka dni! Biorę aparat, zapasowego twardziela i mam nadzieję, że wypstrykam kilka gigabajtów fotek i filmików. A po powrocie – relacja z picia :).
Znak? „Uwaga, płaczący, śmierdzący i chowający sie ludzie” może?
Może mu smutno, że go wypchnęli ze znaku ;-)?
To pierwsze to wygląda jak „uwaga na samobójców” co w sumie do metra pasuje jak ulał ;]