Dopadło mnie we wtorek strasznie – 39 stopni, łamanie w kościach a w nocy takie poty, że z całej tej mokrości miałem łapki jak praczka – wiecie, takie pomarszczone. Doropha nie wierzyła, że można z siebie tyle płynów wydalić. No cóż, może chociaż od tego nieco schudnę? :)
Gdy to piszę jest czwarta rano w czwartek. Zbita nieco temperatura, 38,5 stopnia pozwala jakoś funkcjonować, czegoś się napić, nieco przytomniejszym wzrokiem gapić się na około. Zabawne – tylko pół stopnia a jaka dla organizmu różnica… Ale łamie straszliwie. Siedzę na fotelu i boli mnie dokładnie wszystko: plecy, krzyż, barki, szyja i cholerne oczy od gapienia się. Kurczę, nawet stawy w paluchach bolą :/…
No nic, lekka przerwa w blogowaniu nastąpi. Takoż w odpowiadaniu na maile czy gadaniu przez telefon. Wpełzam do swojej norki, jak to ładnie ujęła Doropha i walczę z wirusem, sorry.
Szybkiego powrotu do zdrowia!
no to do boju COSTA!
Kuruj się, blog nie zając – nie ucieknie [:
been there, done that :)
Kuruj się, do kwietnia masz być richtig :)
Ufff, powiadam Wam panowie – coś jest w naturze nie tak, skoro takie solidne sto kilogramów jak ja może paść od czegoś, czego gołym okiem nie idzie zobaczyć. Ktoś to do dupy wymyślił, ot co.