Jest 10:44 czasu miejscowego (czyli u nas godzinka w tył) drugiego sierpnia. Siedzę sobie na tarasie w mieszkaniu mojej ciotki Eleni i chlipię kawę zastanawiając się, kiedy ten mały trupek zwany Maja weźmie i w końcu wstanie. Wczoraj padła umęczona więc zbyt prędko na pewnie to nie nastąpi.
Jest ciepło ale na szczęście bez ekstremów – powiewa miły wiaterek, na tarasie jest wręcz przyjemnie a mnie już powoli zaczyna udzielać się tryb ateńskiego życia – mieszanina maniany z wysokimi obrotami.
Czekamy na moje rodzeństwo cioteczne – Christosa i Noni. Jeśli tylko z Majką szybko w miarę się uporam, śmigniemy nad morze i zanurzymy nasze spragnione wody członki już dziś. Oby!
W załączeniu foteczki z tarasu ciotecznego. Taaaak, łóżko tu wystawione służy do spania. O wiele przyjmniej śpi się na dworze nawet kiedy pod ręką ma się klimatyzowaną sypialnię.
Nie miałeś czasem odpocząć od blogowania? ;)
Piękne widoki. Nie to co u nas- deszcz. Nic tylko pozazdrościć.
A gdzie tam – jaki odpoczynek? Ot myślałem, że do krainy pozbawionej netu przybędę a tu proszę, mam Wi-Fi do woli. No to zmienia postać rzeczy :)
Łe – bracki. A skąd to Wi-Fi? jakim cudem?
Pewnie Christos zadziałał bo jak widzę zostawia tu swojego notebooka. Ale to faktycznie cud – komputer i ajfon śmigają aż miło patrzeć i człowiek jakoś tak cywylizoiwanie się czuje :)
U Eleni, bez Eleni bo jak przyjechali nie bylo mnie w domu, ani w Atenach, ani nawet w Grecji skoro bawilam gdzies na Polnocy kontynentu i konkretnie w Leningradzie, przepraszam w Petersurgu.
Wrocilam i zastalam ich w zupelnie dobrym stanie oprocz dlugich i gestych wlosow Majki, ktore wygladaly jak jaskolcze gniazdo. Zrobilismy porzadek z wlosami, chociaz Kostas wyrazil chec ogolenia Majki na lyso probujac przekonac ja,( bez skutku bo ksiezniczki maja dlugie wlosy) ze bedzie jej calkiem ladnie do twarzy.
Eeee tam – trochę się młodej fryzura zwichrowała i coś chyba zaczynało powoli w niej żyć. Poza tym myślę, że jako niańka daję sobie nieźle radę – dziecko żyje. Sukces! :)
Kup grzebień z metalowymi obrotowymi zębami :-D u mnie w domu się sprawdza ;-)
To w sumie całkiem niezła myśl z tym grzebieniem :). Z drugiej strony – czochrać księżniczkę ubraną we wszelkie odmiany różu metalową szczotą… Hmmm… Przewiduję wojnę domową :)