Stało się. Wczoraj zaliczyliśmy ten pierwszy, jedyny i niepowtarzalny raz. Mnóstwo strachu, płacz, trzęsąca się bródka, czerwony kinol i oczy tak przerażone, że bardziej nie można (no dobra, można ale wyglądało to i tak po prostu żałośnie). Od samego wejścia czuło się wiszące w powietrzu problemy a w ich rozwiązaniu nie pomagała wszechobecna woń środków odkażających. Dodatkowo w godnym przeżywaniu tego intymnego aktu mocno przeszkadzała obecność innych ludzi, którzy – jak to ludzie – patrzyli, oceniali i pewnie w duchu się śmiali.
Musiałem od samego początku być czuły i wyrozumiały, wykazać się cierpliwością i miłością. Musiałem pokazać, że to nie takie straszne i nawet ten pierwszy raz może być przyjemnością, a plotki o jego bolesności i krwawości są stanowczo przesadzone. Musiałem być przewodnikiem, ostoją i tym wszystkim, co rozumie się przez „facet dający oparcie”.
Chyba się udało.
Da Majek wylazł od dentysty uchachany i z naręczem naklejek, odznak, kolorowanek i czego tam jeszcze. Kolorowała te kolorowanki do późna w nocy i chyba była zadowolona z wizyty u dentysty choć stresa miała nieprawdopodobnego przed wejściem. Teraz jest Dzielnym Pacjentem i ma na to Odznakę! Ząbki w porządku, żaden robak zębowy się w nich nie zalągł – no, może leciutko napoczyna jedną taką czwóreczkę ale to nie jest nic takiego, na co warto by tracić dobry humor. Ogólnie – wyjście do dentysty uznajemy za udane.
Dzięki Bart! Jesteś najlepszym dentystą-sadystą pod Słońcem :)
przesadzilem z tym opisem ;) hehe
przesadzileŚ* ( ;) )
Eeee tam :)
Jako soundtrack tego wpisu powinieneś wrzucić:
http://w928.wrzuta.pl/audio/1JHZZYP7bQq/cremaster_-_dentist_the_sadist
Łomatko, mocne…
Cholera, sama idea soundtracka lecącego sobie w tle podczas przeglądania strony mnie się kurczę podoba…
tylko nie rob autoplay, please. zostaw nam wybor, czy chcemy sluchac czy nie ;)