Kolejny dzionek na obozie Aikido dostarczył mi kilku głębszych przemyśleń. Otóż do tej pory nie miałem do czynienia z fajną sztuką machania kijem, czyli zajęciami poświęconymi broni dłuższej i krótszej, która to sztuka jest istotnym elementem Aikido. Po prostu pory zajęć mi nie odpowiadały i nie było dla mnie możliwe dotarcie z pracy na czas i uczestniczenie w tych zajęciach. Dziś po raz pierwszy wziąłem kija do ręki i…
Przekonałem się, jak dynamiczna i jak wymagająca może być sztuka władanie bronią. Przede wszystkim kwestia oczywista, czyli synchronizacja ruchów. To, co odstawiałem na macie było żałosne i powodowało wykwity rumieńców wstydu. Zgranie jednoczesne pracy rąk, nóg, tułowia, głowy i – w końcu – samego kija to autentycznie niełatwa sprawa i wymagająca sporej ilości ćwiczeń. Niemniej Aikido z bronią staje się bardzo dynamiczną i widowiskową sztuką połączenia gracji ruchu z jego efektywnością i muszę przyznać, że bardzo mi pokaz Tytusa zaimponował. Ja wiem, że to podstawy ale kiedy próbuje się samemu z nimi zmierzyć okazuje się, że i podstawy mogą być trudne. Utrzymanie równowagi, dbałość o detale umożliwiające odpowiednie wyprowadzanie technik… Kurczę, strasznie to fajne i rajcujące choć zarazem trudne wyzwanie. No dobra, po wakacjach będę miał nową dziedzina do poznania :)
Nie wiem czy mi się jakoś fotki wiosną ale tu mieszkam a wiszące i suszące się po treningach kimona to tutejsza norma. Postaram się porobić nieco fotek na najbliższym treningu to może nieco odda ducha tutejszego miejsca. Bo duch jest taki, że nawet mimo cholernego gorąca ciągnie ludzi do poćwiczenia sobie na dworze różnych technik. Powoli cholera dopada to nawet takiego lesera jak ja :)
Zazdroszczę, taka forma spędzania wolnego czasu jest niezastąpiona i z pewnością daje spory zastrzyk sił witalnych, a pisze to siedząc i topiąc się w bloku. Jak dasz rade to zapodaj trochę fotek z samego treningu, a także samo „opuszcone miasto” wydaje sie warte uwiecznienia ;)